niedziela, 7 lutego 2016

Gorzkie żale (albo ból tyłka) Mistrza Gry


Prowadzę kupę lat i uznaję siebie za całkiem dobrego MG, graczem natomiast jestem okazyjnym i powiedziałabym, że raczej kiepskim (a kiedyś wręcz beznadziejnym, jednak pracuję nad sobą). Mimo to, podczas niewielu okazji do gry i licznych poprowadzonych sesji udało mi się dojść do pewnego wniosku, z którego uczyniłam swoją mantrę i który staram się powtarzać każdemu, żółtodziobom i starym wygom.

Jakąż to niewiarygodną prawdę odkryłam, zapytacie. Co takiego istotnego, czego nie wymyśliło już milion ludzi przede mną? Rzecz banalna, a jednak genialna w swojej prostocie: kiedy odgrywasz swoją postać, wyobraź sobie, że jesteś bohaterem książki, którą ktoś właśnie czyta. Czy chciałabyś/-ałbyś czytać o tchórzu, który podkula ogon przed każdym niebezpieczeństwem? Naprawdę masz ochotę zagłębiać się w przygodę kogoś, kto jest szary, płaski, porzuca przyjaciół, wykorzystuje innych, jest najniższego sortu cwaniakiem i zwykłym dupkiem?

Pomijając niektórych wykolejeńców, większość powie „nie”. Dałabym głowę, że wpadło na to więcej niż milion ludzi, a jednak dlaczego w takim razie kreowanie pozytywnych postaci jest takim gigantycznym problemem? I idę o zakład, że nie tylko na moich sesjach. Czemu gracze tak bardzo-bardzo nie chcą wyjść na głupków czy naiwniaczków i robić tylko za super-duper przebiegłych herosów, którzy nigdy się nie mylą, a wszystko im się udaje?

Jestem molem książkowym, sama też piszę dużo i czy to w tekstach, czy na spotkania RPGowe, kreuję bohaterów, którzy mają wady. Bo czy fascynujące jest czytanie o kimś, kto nigdy nie popełnia błędów? Nigdy się nie myli? Przechodzi przez wszystkie przeszkody jak burza, w dodatku z nienaganną fryzurą i przyklejonym do twarzy uśmieszkiem cwaniaka pt. „wydymałem-was-frajerzy”?

Bohater musi być odrobinę naiwny. W przeciwnym wypadku nie zagłębi się w intrygę nikczemnego złoczyńcy, bo przewidzi, że to pułapka specjalnie na niego zastawiona. Bohater powinien wpakować się w kabałę ze świadomością, że pakuje się w kabałę, ale w konkretnym celu: bo chce ocalić porwany samolot pełen sierot albo autobus pełen zakonnic. Widząc w ziemi wstrętną dziurę, z której wydobywają się wyziewy trującego gazu, a w środku jest ciemno i roi się od mutantów, bohater nie tupie nóżką, mówiąc „nie ma bata, nie wejdę tam”, tylko pierwszy ładuje się w niebezpieczeństwo ze słowami „musimy tam zejść i wyplenić te bestie, nim wymordują wszystkich w okolicy”.

Nie jestem fanbojem (fan-gerlem?) naiwnych rycerzyków w lśniących zbrojach, ani mesjaszy-zbawicieli, którzy bezmyślnie atakują przysłowiowe wiatraki, by ocalić świat przez zgubnym łopotem wirników... Po prostu uważam, że kreujący swe postaci gracze zapominają, że przychodzą rozegrać przygodę. Jaką przygodą można nazwać robienie uników przez całą sesję? „Lepiej nie będę pyskował do tego gangera, jeszcze dostanę w dziób, lepiej niech zabierze wszystkie moje rzeczy, pobije moich kolegów, zamorduje mi matkę i zgwałci psa, będę siedzieć cicho, bo jeszcze mnie uderzy...” – oczywiście problem wyolbrzymiam, ale z pewnością każdy spotkał się z podobną sytuacją chociaż raz. Ja spotykam się z tym ciągle i przyznaję, że mam już serdecznie dość płaskich, tchórzliwych albo cwaniaczkowatych postaci. Ludzie nie chcą odgrywać bohaterów? Naprawdę w dzisiejszym świecie nikt nie chce się chociaż przez chwilę poczuć tym prawym, dobrym?

Powiecie – pamiętaj o statystykach, jak ktoś ma mało charakteru, opanowania czy co tam odpowiada za stalowe nerwy, to będzie się bał wleźć do tej dziury z mutantami. Jasne i nawet powinien się bać! Tylko co wówczas robi porządny bohater? Przełyka ślinę, drżące dłonie chowa za plecami i mówi: „jeśli my tego nie zrobimy, to mieszkańcy okolicznych wsi staną się żerem dla bestii; nie mamy wyjścia: oni na nas liczą”. Przygotowuje się, zaopatrza. Jeśli jest typem myśliciela czy uczonym, analizuje wszystko, co wiadomo o trującym gazie i bestiach z rury, szykuje maski przeciwgazowe, antidotum na jadowite ukąszenia i światło chemiczne. Wojownik wyciągnie miecz czy inną M16, każe ludziom założyć pancerze i trzymać się razem. Gaduła pójdzie połazić po sąsiednich wsiach i nagoni chętnych do przyłączenia się do wyprawy, przekona szeryfa/sołtysa, żeby za każdy wraży łeb wypłacił parę groszy nagrody. I niezależnie od tego, jak gracz odegra swoją postać, czy rycerz powie „no tak, beze mnie oni wszyscy nic nie zdziałają, jestem niezbędny, niepowtarzalny, boski i bajeczny” czy z miną drania i głosem twardziela wycedzi „robię to tylko dla pieniędzy” – to już nie ma znaczenia. A może bohater akurat jest saperem i wysadzi to siedliszcze zła, a może odtańczy taniec deszczu i spuści na nie deszcz – ale meteorytów? To już nieistotne, liczy się tylko, że zainteresuje się tą cholerną dziurą i wybije cholerne bestie, tak jak zakłada przygoda, tak jak oczekują czytelnicy. I znajdzie tę przygodę, a nie konsternację, a MG nie oberwie na koniec zbiorowym fochem „przygoda do dupy, nie było dla mnie/nas miejsca”.

Nie bronię Mistrzów Gry, którzy tworzą scenariusze liniowe i z obrażoną miną zatrzasną notatki słysząc, że nikt nie kwapi się włazić do zarobaczonej dziury. Wybory i decyzje bohaterów to ich sprawa, rzeczywiście mogą nie chcieć ciągle ładować się do cuchnących kanałów, ale niech wtedy zmierzą się z konsekwencjami. Niech do nich dotrze, co narobili i czy mogą to jakoś odkręcić. W całej swojej wypowiedzi mam na myśli tylko takich ludzi, którzy niby są gotowi grać, ale tego nie robią. Chcą przygód, a chowają głowy w piasek, kombinują, żeby tylko nic nie zrobić, żeby nie oberwać, żeby nie było „niemiło”.

Bohaterowie muszą przeżywać przygotowane dla nich przygody. Jeśli Peter Parker po ugryzieniu przez pająka uznałby, że bierze aspirynkę i czeka pod kocem aż dziwne objawy ustąpią, to mielibyśmy wielkie g... a nie Spidermana. Wyobrażacie sobie, żeby Lobo podkulił ogon, jak ktoś mu powie, że ma wyp*** w podskokach? Obie te postaci są kompletnie różne od siebie, mają całkowicie różne motywacje – pierwszy jest bohaterem, który czuje powinność, drugi dupkiem z przerośniętym ego, który z głupoty albo urażonej dumy pakuje się co chwila w jakieś badziewie (żeby nie było, uwielbiam owego dupka), a jednak obaj przeżywają przygody, które ludzie czytają z wypiekami na twarzy...

Podsumowując: przez cały ten wymęczony i w dodatku aż nazbyt osobisty wywód pragnę udowodnić tylko jedno - gracze powinni brać z przygody, co się da i dać się zapamiętać, zarówno BNom, jak i współgraczom. A jeśli mają przy tym zginąć to tak, by można było o ich śmierci nakręcić film – komedię, horror czy love story; to już wybór gracza.


5 komentarzy:

  1. Hm, nigdy nie spotkałem się z graczami, którzy unikają zagrożenia, może mam specyficzną grupę.

    Rada dla MG, prosto z Dungeon World - "Bądź fanem bohaterów". Czyli traktuj każdą sesję jak odcinek twojego ulubionego serialu.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Czy chciałabyś/-ałbyś czytać o tchórzu, który podkula ogon przed każdym niebezpieczeństwem? Naprawdę masz ochotę zagłębiać się w przygodę kogoś, kto jest szary, płaski, porzuca przyjaciół, wykorzystuje innych, jest najniższego sortu cwaniakiem i zwykłym dupkiem?"
    Pomijając szarego i płaskiego - tak, chętnie bym o nim czytał. I nie uważam się za wykolejeńca.

    Ogólnie z tekstem się zgadzam, chociaż dużo zależy od samej przygody. Są wyzwania, które mogą przerosnąć drużynę, być czymś dla nich nieatrakcyjnym albo niegodnym ich udziału. Nie każda drużyna to muszą być goście chcący wejść wszędzie - czasami istotne będzie to, że gracze gdzieś nie pójdą. Pokazujemy im wtedy konsekwencje... i życie postaci prawdopodobnie toczy się dalej. Nie wszystkie lochy trzeba zwiedzić i nie wszystkie księżniczki uratować. Szczególnie jeśli świat jest postapokaliptyczną pustynią, a gracze odgrywają dupków robiących wszystko tylko dla kasy - jak kasa się nie zgadza, to nie ma zlecenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Powody zjawiska, na które utyskujesz bywają następujące:

    1. Złe doświadczenia graczy - w przeszłości grali u MG, którzy ich "upupiali" przez co boją się ryzykować.

    2. Mechanika nie zachęca do ryzykowania. (Istnieją mechaniki, w których wprost mówi się, że śmierć postaci może nastąpić wyłącznie za zgodą gracza. Wówczas z większą łatwością gracze "chwytają przygodę za rogi".)

    3. Mechanika nie nagradza "kozaczenia". (Istnieją mechaniki, w których "szukanie guza" jest wprost nagradzane, co zachęca graczy do aktywnego poszukiwania przygody).

    4. MG nie potrafi tak skonstruować wyzwań, żeby odpowiadały zainteresowaniom graczy, bądź nie uzgadnia z nimi wprost stylu gry ("Umawiamy się, że gramy w "przygodę", więc jak pomacham wam przed nosem znakiem "przygoda", to tam właśnie idziecie a nie zawracacie, jasne?").

    5. Inne.

    Powyższe często występują w stadach, w różnych proporcjach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czasami w sytuacji, gdy bohaterowie nie chcą być bohaterscy warto odwrócić rolę. Niech ZUO dowie się o ich Bohaterstwie, niech nie będzie bierne, niech samo zapuka do drzwi bohaterów - w końcu najlepsza obroną jest atak :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za Wasze komentarze:)

    Simon Piecha - robię tak już teraz, jednak zdarza się, że czasem chcę cisnąć telewizorem w swoją ekipę aktorską;) Zwykle są świetni, ale niekiedy mnie dobijają, jak to w serialu... Tłukę im tez do głów, że to gra, że są aktorami i mają być gwiazdami na sesji, ale nie zawsze o tym pamiętają. Chyba napiszę to kobyłami na ścianie, może nie zapomną...;)

    Sidsonie, Radosławie - pozwoliłam sobie odpowiedzieć na Wasze komentarze na forum Manufaktury.

    @Michale: ad.1 jestem ich pierwszym i jednym z trzech MG, którzy dla nich prowadzą, a u których (dwaj pozostali) też gram, więc od lat dusimy się we własnym sosie... Ad.2,3 - za fajne zagrania rozdaję PPki (Warhammer i te sprawy), więc BG mają motywację i staram się przez to ich zachęcać, lecz czasem z niezrozumiałego mi powodu stają okoniem. Gdy o to pytam, też nie wiedzą czemu. Archiwum X po prostu... Ad.4 wiadomo, nie mówię, że jestem alfą i omegą, zdarza mi się spieprzyć scenariusz, ale przez tyle lat trochę się już z nimi dotarłam i częściej trafiam w ich gusta. Fakt, może powinnam po prostu mówić "macie tam iść, a jak nie, to zabiorę Wam lizaki"...;)

    Nie chciałabym być błędnie odebrana - lubię grać z moją ekipą i nigdy tego nie zamienię na nic innego, wybaczę im każde, i te drobne i te grubsze potknięcia. Ten wpis to frustracja, która się po prostu trochę nawarstwiła, a na którą liczyłam, znajdą się jakieś piguły w postaci Waszych komentarzy. I wygląda na to, że miałam rację, bo podnoszą na duchu Wasze rady i propozycje. Będę z nich korzystać i zdam relację, zobaczycie;)

    OdpowiedzUsuń